Gwiazdy niedołężnieją
świtu bliskie jak śmierci
już trawy wiatru
pokłon biją na wschód
czujne okna świtu wypatrują
nie zatrzymam nocy
dłonią pełną snu
budzą się we mnie
dzikie gęśle
dreszczem szarpanych strun
i nie wiem nic o dniu
który mnie spotka
ostatecznie
pod nieobecność słów