jeszcze nie wyschły
deszczu akwarele
jeszcze beczące echo
po łące się pasie
ze snu krętej muszli
nie budź mnie wołaniem
dni spadające
za nocy oknami
są liśćmi wieczności
i jest w tym listopadzie
coś ze starych smutków
z niedoszłych radości
kiedy przebrzmiałe
w zegarach godziny
lecą nad dachami
już mnie nie wołaj
jak drzewa jesteśmy
w samotności sami