Przejdź do głównej zawartości

Świtem

Pan Bóg przychodzi świtem.
Kiedy już znikną upiory nocy
nad wzgórzem morenowym
różę ciszy
leciutki wiatr rozwłóczy.

Pan Bóg przychodzi świtem
bez dzwonów, bez kadzideł,
ulice, jeszcze senne, budzi,
psy głaszcze ciepłą dłonią
i osobiście wczorajszy dzień rozgrzesza.

A potem, już zmęczony,
na ławce przy piekarni
świeżą wonią chleba
swą nieśmiertelność syci.
I znowu milczy.