Zbieram suche źdźbła
mrozu
w oddech rozsypane
odgrzebuję ślady
jeszcze trzeba
zrekonstruować
skrzydła ptaków
jeszcze lody rozkuć
aż po szklany brzęk
nieba
kiedy już krajobraz
obłaskawię
wrócisz może
skowronkiem ust
przebiśniegiem słońca